czwartek, 22 lipca 2010

22.07.

Gosia pisze:

Obudziłyśmy się zmarznięte o 10.30. Pada!!! Dzięki bogu byłyśmy na fajnym kempingu i zjadłyśmy sobie pyszne śniadanie w ciepłej świetlicy. Namiot jest mokry już 3ci dzień więc chyba dzisiaj wynajmiemy sobie jakąś najtańszą hytte w Alesund, żeby trochę podsuszyć tropik. Żadna z nas nie wie, jak bardzo nieprzemakalny jest nasz namiot. [ja wiem: 3000mm, co zdecydowanie nie jest wystarczającą wartością na 3dniowy deszcz]

Ponieważ trzeba być twardym, a nie miętkim, wyruszamy w dalszą podróż. Kierujemy się na Trasę Atlantycką a potem do Alesund, na klipfisza. Przez chwilę martwiłyśmy się, że padający deszcz i mgła uniemożliwią nam oglądanie pięknych widoków, ale myliłyśmy się. Krajobraz, przez który przejeżdżamy wygląda jak księżycowy - kamieniste wzgórki pokryte mgłą, widoczność ograniczona do 20 metrów.

Wjeżdżamy do tunelu Atlanterhavstunnelen. Przejazd kosztuje nas 155NOK. Wjazd do tunelu jest tak zamglony (oraz pierwszy kilometr), że czujemy się jakbyśmy wjeżdżały do ziejącego dymem wnętrza wulkanu! Tylko temperatura się nie zgadza – jest 9 stopni. 3 km w dół, potem 3 km w górę i już jesteśmy po drugiej stronie fiordu :)

Tak leje, że drogi zamieniają się gdzieniegdzie w strumienie. My w zakręty wchodzimy na 30stce, mimo że znak pozwala na 50 km/h. My mamy wakacje i jedziemy sobie spokojnie, a za nami sznur samochodów :P


Właśnie zjechałyśmy z Drogi Atlantyckiej. To trzecia atrakcja, po parku Vigelanda i katedrze Nidaros, która sprawiła, że oniemiałyśmy. Kręta droga łączy ze sobą sznur wysepek. Jadąc prze nią, ma się złudne poczucie triumfu człowieka nad naturą. Co kilometr na Drodze są zorganizowane punkty widokowe. Na początku lało jak z cebra, ale mimo to wyleciałyśmy z samochodu rozglądnąć się po okolicy.




Nie da się oddać żadnym opisem piękna i ogromu otaczającego nas krajobrazu. Gdy tylko nadarzyła się okazja wyszłyśmy na skałki, żeby dojść najdalej jak się da. Było ślisko i miejscami stromo, ale dałyśmy sobie radę! Przemokłyśmy przy tym do suchej nitki, ale to nic, bo rzadko się zdarza, żeby się zmoczyć nad oceanem, na Drodze Atlantyckiej!


Ponieważ było nam za mało zawróciłyśmy i przejechałyśmy Drogę Atlantycką jeszcze raz. I wtedy się rozpogodziło! Zatrzymywałyśmy się jeszcze kilka razy. Udało się nam raz prawie umoczyć ręce w oceanie. Prawie, ponieważ skały omiatane wodą są porośnięte morszczynami i tak śliskie, że gdyby nie Jaro, to bym [Gosia] zjechała tyłkiem po skałce i z lądowaniem w wodzie. Razem z Jaro utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że im bardziej ślisko, niestabilnie i stromo tym lepiej :P


Zatrzymałyśmy się również na platformie widokowej, z której podobno niesamowicie jest znaleźć się podczas sztormu, kiedy to fale przebijają się z jednej strony drogi na drugą. Jest to też świetny punkt do łowienia ryb. Popatrzyłyśmy chwilę jak wędkarze wyciągają śledzie jednego za drugim. Łowili je na błystki, czasami samą żyłką. Jeden z mężczyzn miał 7 (sic!) błystek na jednej żyłce i wyciągnął 5 ryb na raz:) Przy wsiadaniu do samochodu spotkałyśmy bardzo miłych Polaków, którzy przyjechali do Norwegii w celach turystyczno (zwiedzanie) – sportowych (będą biec maraton, który startuje przy jeziorze Hornindalsvatnet – trzymamy kciuki!).


Jesteśmy całe mokre, ale i szczęśliwe. Jedziemy na stację benzynową – do toalety i po wrzątek, żeby zrobić sobie gorące kubki. Nigdy, wierzcie nam, żadne puree ziemniaczane nie będzie tak dobre jak to Knorra z boczkiem i cebulką, które sobie zrobiłyśmy:) Dopchałyśmy się czekoladą i rozgrzane, najedzone i szalone ze szczęścia jedziemy dalej!


Kościół Trolli - system jaskiń z podziemnym wodospadem i jeziorem. Niestety, są oddalone o godzinę drogi od parkingu, więc nie mamy czasu ich odwiedzić :( Jest nam bardzo smutno z tego powodu, ale musimy zdążyć na przeprawę promową i jeszcze dojechać do Alesund. A jutro robimy 300 km, Trollstiegen i inne, więc musimy wyjechać przed dziewiątą. Zdecydowałyśmy, że jak następnym razem przyjedziemy do Norwegii to na pewno tam pójdziemy!


Udało się nam wjechać prosto na prom! Przeprawiamy się na E39 z Molde do Vestness (184NOK za samochód osobowy z kierowcą i dwoma pasażerami). W Molde jeszcze goniłyśmy deszcz. Podróż promem była bardzo przyjemna, ponieważ stateczek miał oszklony pokład, więc mimo złej pogody mogłyśmy się delektować pięknym krajobrazem.


Po wyjeździe z promu przywitało nas słońce a wysepki rozsypane po Romdalfjorden połączyła tęcza! Od tej pory jedziemy z uśmiechem przyklejonym do twarzy, wzdłuż fiordów i podziwiamy raz to wodę, innym razem góry i wodospady. Edyta prowadzi, Jaro gra rolę Stefana Nawigatora a ja... Ja zarzynam baterię od aparatów :P


[w końcu się udało! Mój i Gosi aparat zarżnięte na amen! Zostaje nam tylko aparat Edzika, ale niestety ma całkowicie niekompatybilną kartę pamięci z naszym notebookiem, więc słonecznych zdjęć nie będzie, chyba że gdzieś znajdziemy miejsce gdzie nam je przegrają.]


Jedziemy w rytmie Michaela Jacksona, Abby i Grindhouse'a. Czasami zmieniamy płytkę na jakiś miks z ipoda Edzika. Czy wy wiecie jaki ona ma zły gust?! :P [dzięki, Gosia. Od jutra słuchamy TYLKO norweskiego radia. Nadmieniam że już raz próbowałyśmy, przez 45 minut. W tym czasie znalazłyśmy na wszystkich dostępnych stacjach 2- słownie dwie- piosenki, poza tym ciągle szwargoczą po norwesku.]


W słońcu wjeżdżamy do Alesund. Jakie piękne i urocze miasteczko! Szwędamy się po secesyjnych uliczkach w poszukiwaniu klippfischa – znajdujemy go tylko w restauracji za min. 270NOK – rozwiewając Wasze watpliwości: nie, nie zjadłyśmy. Wspinamy się na najwyższe wzgórze Alesund, gdzie znajduje się punkt widokowy i kawiarnia. 418 stopni w górę i jestesmy na miejscu! Widzimy całe miasteczko wciśnięte między zielone zbocza a granatową wodę – niestety wszystkie zdjęcia u Edyty! Po 21.00 ruszamy na poszukiwanie campingu - znajdujemy. Pięknie położony z widokiem na fjord, a w centrum miasta.

Idziemy spać - jutro ciężki dzień.

2 komentarze:

  1. play lista z iPoda... hmmm nie taka zła na jaką wygląda... trzymajcie się ciepło... a na zdjęcia z aparatu - może w kabel trzebaby zainestować:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochane Foczęta!
    Z racji tego, że sama siebie przyłapałam na tym, że się nie podpisuję pod komentarzami- to ja Kasia - siostra Edyty ;-) Chciałam tylko zawiadomić, że z dniem dzisiejszym od godz 15 dostąpiłam zaszczytu przebywania na urlopie. Wyjeżdżamy z Alą w niedzielę do Parlina. Neta mogę nie łapać nad jeziorem, bo nawet zasięg jest słaby, ale odezwę się komórkowo. Życzę Wam dalszych pozytywnych uniesień i mam nadzieję, że fotki będą z całej podróży. Kochamy Cię Sis, wszystkie jesteście dzielne,pozdrawiamy obie z Alką!

    OdpowiedzUsuń