Camping (Boygen Camp) na którym się wczoraj zatrzymałyśmy był świetny, kosztował nas tylko 130NOK, miał cieplutką świetlicę z kuchnią, jadalnią i czystymi łazienkami. Jedyną wadą był płatny prysznic (10NOK za 5 minut ciepłej wody), ale ostatecznie zapłaciłyśmy mniej niż 300NOK, które było uśrednioną opłatą, jaką założyłyśmy w budżecie.
Obecnie jedziemy drogą E6 z Vinstry do Trondheim. Droga prowadzi przez dolinę Gusbrandsdalen drugą pod względem długości po Ostardalen dolinę w Norwegii, ciągnącą się przez 140 km od Lillehammer do Dombas. Przez dolinę przepływa rzeka Lagen. Region jest znany ze snycerki, tańców ludowych i charakterystycznych różanych wzorów.
Przejeżdżamy właśnie przez miejscowość Kringen, która znana jest jako pole bitwy, w której w 1612 roku miejscowi chłopi pokonali Szkotów. Do tej pory szkocka krata pojawia się w regionalnych ludowych wzorach.
Wokół nas piętrzą się góry. Widać, że przemieszczamy się coraz dalej na północ. Skały, przez które budowniczowie dróg musieli się przebić, robią ogromne wrażenie. Wznoszą się wiele metrów, pionowo nad drogą. Co rusz znaki ostrzegają przed odłamkami, które mogą spaść na drogę, a wiele skał pozabezpieczanych jest specjalną ochronną siatką. Domyślamy się, że pionowe, regularne żłobienia w skałach są śladami po robotach drogowych – te skały przecież trzeba było jakoś usunąć. To przy okazji nasuwa nam spostrzeżenie, że niesamowitym jest, że Norwegowie mają niesamowite drogi, mimo że musieli dosłownie przebić się przez góry, natomiast w Polsce co najwyżej trzeba wykarczować las, a dróg nie ma. A jeśli są, to łatwiej jest zgubić podwozie, niż gdziekolwiek dojechać.
Właśnie jedziemy przez park narodowy Dovrefjell. Przed nami widać zaokrąglone szczyty gór Dovre unoszące się do 1,700 mnp, ukształtowanych w epoce lodowcowej. Góry Dovre są narodowymi górami Norwegii. Mówi się, że dopóki Dovre będą stać, póty Norwegowie będą trwać. To niesamowie, że E6, międzynarodowa przelotówka z południa na północ przechodzi przez park narodowy! Nie da się nie otworzyć buzi z zachwytu nad majestatem stoków wyrastających nad twoją głową. Szaro-zielone połacie są od czasu do czasu przecięte białą kreską wodospadów. Słońce padające na miecioną wiatrem wodę tworzy tęczowe grzywy i warkocze. Przez dolinę ciągnie się Trasa Pielgrzymów. Tędy w dawnych czasach odbywał się tranzyt z południa na północ; pierwsza wzmianka o tej drodze pojawiła się w 1182 roku. Część tej trasy, tak zwana Trasa Starych Królów, przebiega przez dolinę Driva. Tędy w 1704 król Fredrik IV przejechał w dwukołowym powozie, a w 1733 w czterokołowej karocy król Kristian VI.
Zatrzymałyśmy się na parkingu przy jednym z wodospadów. Norwegowie potrafią zrobić użytek ze swoich krajobrazów. Do każdego wartego zobaczenia miejsca (czy to kościół, zabytek, punkt widokowy) wiodą drogowskazy (kwadrat z pętelką w każdym z rogów) i jest parking. Poszłyśmy wąską ścieżką wzdłuż drogi, aż doszłyśmy do małego mostku prowadzącego nad rzeką utworzoną przez wodę spadającą z wyrastającego nad naszymi głowami szczytu. Gosia z Jaro oczywiście nie mogły się powstrzymać i wlazły w rzekę- Edyta została na mostku żeby zrobić zdjęcia z tej eskapady.
Jedziemy dalej. Nie da się opisać ogromu piękna, które nas otacza; to trzeba zobaczyć samemu. Wszystkie siedzimy w ciszy, jak zaklęte, podziwiając widoki.
W Oppdal odbijamy na Kristriansund, żeby zobaczyć grobowce wikingów w Vang. Ciekawostka, świątynia z Vang została kupiona przez pruskiego króla, żeby ostatecznie znaleźć się w Karpaczu! Tak moi drodzy, w naszym rodzinnym kraju znajduje się oryginalna świątynia wikingów:) W Vang znajduje się największe skupisko pogańskich grobów w Norwegii, drugie pod względem wielkości w krajach nordyckich. Do dziś archeologie zarejestrowali około 800 kurchanów, z których wiele jest datowanych na czasy wikingów. Groby te to pokryte trawą wzgórki o średnicy od 5 do 8 metrów i wysokości około 0,5 m. Najpopularniejszy sposób chowania zmarłych w rejonie Oppdal polegał na kremacji zwłok. Prochy były później rozsypywane na miejscu pochówku i pokrywane warstwą ziemi i kamieni.
Po wyjeździe z Vang ustawiamy Stefana z nawigacji na Trondheim. Żadne zdjęcie lub opis nie oddadzą piękna i majestatu okolicy przez jaką przejeżdżamy. Musicie to zobaczyć sami.
Na noc postanawiamy rozbić się na kempingu w miejscowości Flakk. Zajechałyśmy na miejsce po 18stej, szczęśliwe, że chociaż raz udało nam się zajechać na postój o ludzkiej godzinie, co umożliwiłoby nam wcześniejsze pójście spać. Po zjedzeniu obiadokolacji okazało się jednak, że kemping we Flakk'u jest najbardziej śmierdzącym kempingiem w Europie. Zachodni wiatr przyniósł woń gnojówki tak przenikliwą, że pobiłyśmy rekord w zwijaniu namiotu! W ciągu 10 sekund zwinęłyśmy namiot, spuściłyśmy do połowy powietrze z materaca, wrzuciłyśmy wszystko do bagażnika i wyjechałyśmy stamtąd, zostawiając po sobie jedynie ślady opon w podmokłej trawie i dwa śledzie (do namiotu). Warte odnotowania jest to, że na kempingu we Flakk'u rozbiłyśmy się obok ludzi ze Szczecina (sic!). Jaro, w krótkiej wymianie zdan z naszymi rodakami, dowiedziała się, że oni tam są od dawna i nigdzie się stamtąd nie zamierzają ruszać. Jak oni mogli tam wytrzymać owiani gnojówką, po kostki w błocie? Nie wiem, i niespecjalnie mnie to obchodzi.
Stefan z nawigacji poprowadził nas do miłego ośrodka kempingowego Vikhammer. Jutro udajemy się stąd do Trondheim. Także drodzy czytelnicy, jeśli planujecie spędzanie nocy na kempingu w okolicy Trondheim, UNIKAJCIE KEMPINGU WE FLAKK'U!
Całuski i pozdrowienia.
Foki! Wciąż trzymam kciuki! Łoł! jaka długa i pouczająca notka.
OdpowiedzUsuńDzieci kochane, czytamy z ojcem regularnie wasze wpisy i jesteśmy zachwyceni, głównie tym, że wy jesteście zachwycone. Ja za każdym razem umieram z zazdrości i wymuszam na ojcu solenną obietnicę, że musi mnie zabrać w te same miejsca (no, z małą modyfikacją, zamianą tych campingów na hotele). Gratulujemy nie tylko wytrwałości w realizacji planów ale i talentu narracyjnego. Prosimy o jeszcze. I&I.Poczopko
OdpowiedzUsuńPS. jak się napijecie, nie obrzygajcie tapicerki w autku Edyty.