Piszę ja Wam z internistycznej nory. Nie będę pisać nic nowego na temat naszej wycieczki, bo moja percepcja świata zewnętrznego ogranicza się tylko do rozkładu stron w szczekliku, w związku z czym nic nie jestem w stanie zaplanować. Ale spokojnie... Nadejdzie ten nieszczęsny 22. i może coś się u mnie ruszy.
Po przeczytaniu powyższego akapitu urodzi się w Waszych głowach, jakże trafne, pytanie: "Więc po co piszesz, kobieto?". A ja Wam odpowiem: bo mniej więcej raz na tydzień wchodzę na tą nieszczęsną, opuszczoną stronę z nadzieją w sercu, że może przeczytam coś innego, zobaczę jakiś ślad Waszej aktywności, poczuje zapach innego życia!.... Otwieram przeglądarkę, ciśnienie skacze, tachykardia szaleje, nadnercza się kurczą od wyrzutu adrenaliny.... Ładują się strony, napięcie rośnie, zaczynają pocić mi się ręce i...
... i nic. Edytkowy meldunek o bolącym zębie rządzi u szczytu. Więc żeby przerwać ten impas postanowiłam coś napisać :)
Do wiadomości Gosi: Edyta ruszyła dziś w miasto i ustaliła, że o assistance mamy się dowiadywać na początku lipca. Podskoczę może jutro przejazdem do orbisu i się zapytam o bilety promowe. Myślę, że prom w nocy z 16 na 17 lipca jest aktualny (chyba, że macie inne propozycje), ale dowiem się czy można kupić u nich też ten bilet z Kristiansandu. Jeśli coś załatwię, to się odezwę.
I to wszystko... Wracam do cukrzycy i może uda mi się nocą skończyć endokryny?... Jaką ja mam uwłaczająco niską efektywność pracy!!! Jak przychodzę do domu to wpadam w jakąś inną czasoprzestrzeń, bo czas tak mi za... pieprza, że lepiej nie mówić.
Odezwijcie się, co słychać :)
Ściskam Was mocno. KTC :*:*
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz